Dr Joanna Krzyżanowska-Zbucka, psychiatra z Instytutu Psychiatrii i Neurologii w Warszawie, to kolejny lekarz, który wsparł kampanię „Lekarzu, reaguj na przemoc!”. W wywiadzie udzielonym dla portalu www.lekarzureagujnaprzemoc.pl dr Krzyżanowska-Zbucka opowiada o psychologicznych aspektach przemocy w rodzinie oraz roli lekarzy rodzinnych i psychiatrów w jej rozpoznawaniu.

Jakie symptomy w zachowaniu pacjenta mogą wskazywać na to, że jest ofiarą przemocy psychicznej?

Przemoc psychiczną zdecydowanie trudniej zdiagnozować niż przemoc fizyczną – tę widać chociażby po odniesionych urazach. Przemoc psychiczna uderza w psychikę i zdiagnozowanie jej stanowi wyzwanie dla psychiatrów, a zwłaszcza dla lekarzy pierwszego kontaktu, do których często w pierwszej kolejności trafiają osoby doświadczające tego rodzaju przemocy.

W trakcie pierwszej rozmowy z lekarzem pacjenci rzadko kiedy są skłonni na tyle mu zaufać, by ujawnić szczegóły, które pozwoliłyby zdiagnozować zjawisko przemocy. Dotyczy to zwłaszcza kontaktów z lekarzem specjalistą, z którym pacjent ma styczność po raz pierwszy. Łatwiej rozmawiać o tych delikatnych sprawach lekarzowi pierwszego kontaktu, ponieważ zna dłużej pacjenta. Nawet jeżeli to nie jest długa wizyta, to jednak procentuje relacja, która wcześniej została nawiązana.

Ja, zwykle pod koniec rozmowy, kiedy przez godzinę nawiążę już bliższą więź z pacjentem, pytam go o rodzinę, o stosunki z bliskimi, o pochodzenie itp. Wtedy zaczyna opowiadać o różnych sytuacjach, które prowokują objawy.

Jakie to są objawy?

Głównie lękowe i depresyjne. Dzięki nim łatwo rozpoznać zaburzenia depresyjne czy depresyjno-lękowe. Trudniej poznać przyczyny tych objawów, bo zwykle jest ich kilka. Przemoc często stanowi tylko jedną z nich. Są nawet takie osoby, które doświadczają przemocy psychologicznej, a mimo to nie mają żadnych objawów psychopatologicznych.

Typowe objawy osób, które doświadczają przemocy psychicznej, to deprecjonowanie swojej wartości, obniżona samoocena, poczucie winy. Wynika to z tego, że skoro te osoby nieustannie słyszą, że są do niczego, to w końcu zaczynają w to wierzyć.

Jak rozmawiać z pacjentem doznającym przemocy, żeby wzmocnić go psychicznie, a nie wpędzić w go w jeszcze gorsze poczucie winy?

Myślę, że po pierwsze należy uświadomić pacjentowi, że doświadcza przemocy. Ludzie często nie zdają sobie sprawy z tego, że na przykład ciągłe robienie im awantur z błahych powodów nie jest normalnym zachowaniem. Owszem, sporadyczne scysje małżeńskie zawsze się zdarzają, ale jeżeli tylko jedna osoba je wznieca i robi to nadzwyczaj często, to trzeba uzmysłowić pacjentowi, że jest to przejaw przemocy psychicznej. Już sama ta informacja może być dla tej osoby odkryciem, co pozwoli na szybsze podjęcie odpowiednich działań.

Druga istotna sprawa, to wyjaśnienie pacjentowi, że nie jest on winny zaistniałej sytuacji, ale to oprawca sobie z czymś nie radzi i w ten sposób odreagowuje emocje. Poczucie winy bardzo często towarzyszy ofiarom przemocy i jest to jedna z głównych barier, która utrudnia niesienie pomocy. Bo skoro sama jestem winna, nie należy mi się żadna pomoc.

Czyli trzeba próbować odwrócić sposób myślenia pacjenta?

Tak. Wyjaśnić mu, kto faktycznie jest sprawcą, a kto ofiarą. O tych sprawach trzeba jednak rozmawiać delikatnie i z empatią, żeby nie wystraszyć pacjenta. Należy go poinformować, że ma do czynienia z przemocą, ale trzeba się starać, żeby w czasie rozmowy nie poczuł się winny tej sytuacji ani tego, że zmaga się przez to z objawami, które utrudniają mu codzienne funkcjonowanie.

Czasami nie wystarczy jedna rozmowa. W ogóle zmiana myślenia pacjenta wymaga dłuższej terapii. Na poziomie poznawczym pacjentka może nawet zdawać sobie sprawę z faktu bycia ofiarą przemocy, ale na poziomie emocjonalnym nie chce przyjąć faktu, że mąż czy partner jest sprawcą. Terapia to zawsze dłuższy proces i nie należy się zniechęcać, jeżeli pacjent co jakiś czas wraca do dawnych schematów myślowych. Warto więc regularnie powtarzać to wszystko, o czym wspomniałam i liczyć na to, że z upływem czasu pacjent zrozumie, że doświadcza przemocy i że nie jest to jego wina.

Można też proponować wsparcie profesjonalistów, ale trzeba uważać, żeby nie spłoszyć pacjenta. Na propozycję kontaktów z psychologiem czy z psychiatrą pacjentka może zareagować lękiem lub złością i odpowiedzieć: „Przecież nie jestem wariatką!”. Trzeba z dużym wyczuciem i w odpowiednim momencie zaproponować takie rozwiązanie. Warto wyjaśnić, że psychiatra czy psycholog nie tylko leczy, ale przede wszystkim służy pomocą w trudnych sytuacjach.

A czy Pani zdaniem lekarze rodzinni chętnie kierują pacjentów do lekarzy psychiatrów?

Od lekarzy rodzinnych trafiało do mnie niewiele osób. Lekarze kierują chorych do psychiatry czy psychologa wtedy, gdy podejrzewają u nich różne choroby somatyczne, ale kolejne badania u rozmaitych specjalistów nie przynoszą potwierdzenia diagnozy. Wtedy lekarz dochodzi do wniosku, że w grę muszą wchodzić jakieś „sprawy nerwicowe” czy objawy depresyjne i proponuje dalsze leczenie u psychiatry czy psychologa. Mam nadzieję, że to się zmieni, bo na właściwą diagnozę sytuacji, czyli wykrycie przemocy psychicznej, trzeba czekać zdecydowanie zbyt długo.

Niewielu miałam pacjentów skierowanych przez lekarzy rodzinnych, co ciekawe, jednym z nich był mężczyzna. Jest to dość nietypowe. W trakcie całej naszej współpracy nie przyjął jednak do wiadomości, że doświadcza przemocy, nie był w stanie tego zauważyć. Opisywał wszystko, mówiłam mu jak to widzę, ale on nie mógł takiego spojrzenia  zaakceptować. W przypadku mężczyzn obowiązują silne stereotypy: mężczyzna nie może ulec kobiecie, mężczyzna nie płacze itd.

Innym razem trafiła do mnie pani skierowana przez prywatnego specjalistę. Miała depresję, ale ponieważ leczenie nie przynosiło efektów, pani doktor zaproponowała psychiatrę, w trakcie naszej współpracy okazało się, że przemoc ciągle trwa i dlatego jej stan nie poprawia się.

Myśli Pani, że lekarze rodzinni powinni częściej i szybciej kierować pacjentów doznających przemocy na takie konsultacje?

Przede wszystkim najpierw sami muszą im udzielić wsparcia, bo myślę, że skierowanie do psychiatry nadal jest dość stygmatyzujące. W dużych miastach może trochę mniej, ale w małych ośrodkach cały czas pokutuje przekonanie, że z takim człowiekiem musi być „coś nie tak”. A jeśli nawet pacjentka przyjmie do wiadomości, że jest ofiarą przemocy, to wzbrania się przed pomocą, mówi: „To jego trzeba leczyć, nie mnie. Czemu to ja mam iść do psychiatry?”. Kierując pacjenta do psychiatry, trzeba więc zachować dużą ostrożność. Może łatwiej byłoby kierować pacjentów do psychologów, a tylko w najtrudniejszych przypadkach odsyłać ich do psychiatrów.